14:07

Kilka widoków z (kociego) Kos

Kilka widoków z (kociego) Kos
Zdecydowanie za mało tematyki podróżniczej na tym blogu. Postanowiłam to nadrobić, począwszy od podróży odbytych wiele lat temu, aż po te najnowsze, nie wykluczam jednak, że będę trochę "skakać" po chronologii :) Na początek zapraszam na grecką wyspę Kos.

15:45

Żegnaj listopadzie! Plany na grudzień.

Wszyscy wiemy, jakie są listopady w Polsce. Czasami cudem pokonywałam chęć olania wszystkiego i zawinięcia się w kocyk. Zdałam sobie sprawę, że dotąd za bardzo skupiałam się na studiach. Nie znaczy to, że nie robiłam wielu rzeczy na ostatnią chwilę i nie opuszczałam zajęć. Po prostu musiałam "coś" robić w życiu i to nauka stała się moim celem, dzięki czemu trzeci rok z rzędu cieszę się stypendium rektora. Teraz z kolei odczuwam jakiś bezsens. Na uczelni jestem codziennie, ale na krótko i głównie wieczorami. Przedmioty z licencjatu w dużej mierze też były nieprzydatne w życiu, ale wydawały mi się jakieś ciekawsze, poza tym wypada żeby filolog znał literaturę i historię danego kraju. Teraz jest jakoś gorzej. Staram się to jakoś przełknąć i znaleźć sobie jak najwięcej zajęć, w których mogłabym się realizować. Lubię robić wiele rzeczy, ale brak mi jakiejś wielkiej pasji, która nakręcałaby moje życie. Wiem jednak, co mogłoby być taką pasją, więc może, może... :)

W tym miesiącu: 
  • udało mi się wziąć udział w dwóch szkoleniach: "Jak przełożyć język na pieniądze czyli o planowaniu kariery zawodowej dla filologów" i "Finanse dla językowców". Swoją drogą, bardzo dziwi mnie, dlaczego na obydwa zapisało się ponad 30 osób, a przyszły 3-4... 
  • obejrzałam z narzeczonym dwa sezony "Agents of S.H.I.E.L.D". Początkowo seria w ogóle mnie nie przekonała, ale z czasem przywiązałam się do postaci i teraz będę na bieżąco śledzić ich losy w 3 sezonie. Kawał dobrej rozrywki i do wieeele godzin kontaktu z angielskim :)
  • oprócz chodzenia właściwie co tydzień na czwartkowe spotkania Tower of Babel, poszłam także na dwa tandemy organizowane przez ESN i na Asian Meet 
  • złożyłam helikopter z Lego ;)
  • ścięłam włosy. Tylko trochę, bo bardzo ciężko u mnie o radykalne zmiany. Nie lubię eksperymentów i nie lubię fryzjerów. W ogóle ciężki ze mnie przypadek, bo nie lubię się malować, malować paznokci... W ogóle nie mam do tego cierpliwości. Może kiedyś nad tym popracuję. Albo po prostu pójdę na manicure ;)
  • po raz pierwszy byłam w nowym domu taty, który działkę kupił parę lat temu i od tego czasu razem z całą swoją rodziną ciężko pracował, żeby zbudować dom od zera
  • z planów językowych udało mi się jedynie: pogadać nieco z Hiszpanami, codziennie podczas sprzątania/innych czynności puszczać w tle znany mi już serial "Aqui no hay quien viva" i wciąż się przy nim śmiać, przeczytać kilka artykułów po hiszpańsku, wprowadzić kilkadziesiąt słów do ANKI
  • nie przeczytałam do końca żadnej książki! W tym momencie zapadam się pod ziemię ze wstydu. 
Jak widać, niewiele tego. W listopadzie przystopowałam nieco, za to grudzień szykuje się pracowity. 

Planuję: 
  • zabrać się pełną parą do przygotowań do wyjazdu do Japonii: zrobić zdjęcie do paszportu, zamówić JR Pass umożliwiający dużo tańsze przejazdy pociągami, rozplanować, jakie obiekty warto zwiedzić w danym miejscu 
  • bardziej skupić się na angielskim, opracować jakiś realistyczny, a nie jak mam w zwyczaju zbyt ambitny plan nauki, i go realizować 
  • śledzić życie kulturalne Wrocławia, brać udział w różnych wydarzeniach, zwłaszcza na pobliskim Nadodrzu 
  • kupić nowe okulary i nowy telefon... chociaż być może ze względu na wydatki przedświąteczne trzeba będzie poczekać do stycznia 
A Wy? Jak minął Wam listopad? Jakie macie plany na grudzień?
W następnym wpisie bardziej zdjęciowo i chyba ciekawiej - Portugalia! :)

14:16

Jak (się) uczę języków + weekend w skrócie

I znowu zapadła tutaj cisza... Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że moją aktywność dzielę i dzielić będę teraz między tym blogiem, Woofla.pl (gdzie co prawda pisuję tylko raz na miesiąc lub rzadziej, ale przygotowanie wpisu zajmuje mi więcej czasu) oraz blogiem założonym na potrzeby przedmiotu Kreatywne pisanie na studiach. Z jednej strony nadal trochę dziwię się, że istnieje przedmiot polegający na pisaniu bloga i jeszcze dostaje się za to punkty ECTS... Z drugiej strony, czemu nie? Inaczej i nieraz fajniej jest wczuć się w fikcyjną postać, niż opisywać swoje własne przemyślenia. Niestety nie mogę podać adresu ;) Tego bloga być może kiedyś podrasuję graficznie, przeniosę na Wordpressa i zacznę go bardziej promować i dopracowywać, ale jeszcze nie teraz. Na razie pozostanie on skromnym, osobistym pamiętnikiem.
 Na pewno jeszcze rozwinę ten temat, ale póki co muszę po prostu się pochwalić: W MARCU LECIMY DO JAPONII! Nadal w to nie wierzę. Jak uwierzę to na pewno napiszę coś więcej :D

15:48

Migawki, podsumowanie wakacji

Migawki, podsumowanie wakacji
Wrzesień się skończył, sama nie wiem kiedy. To był ostatni miesiąc wolności, spędzony głównie na opiece nad psem, nadrabianiu czytelniczych i serialowych zaległości oraz nauczaniu. Listy książek do przeczytania po polsku i po hiszpańsku, nowych wykonawców muzyki do sprawdzenia oraz rzeczy do obejrzenia są nadal bardzo długie, a plan na magisterce mało zachęcający. Dlaczego? M.in. przez zajęcia specjalizacji nauczycielskiej będę wracać do domu codziennie nie wcześniej niż o 18-20 :( Mam nadzieje, że będzie warto!
A teraz czas powspominać! 

13:08

2 miesiące z psem

2 miesiące z psem
Minęło około dwóch miesięcy, odkąd do naszej rodziny dołączył pies. Pies nie byle jaki, bo Misiek, lat ok. 8, mieszaniec wielkiej urody (zobaczcie sami!).

04:14

Dlaczego nie pojadę na Erasmusa?

Trudno natrafić na negatywne opinie na temat programu Erasmus. Negatywne w sensie niezadowolenia z pobytu, bo krytyka tej wymiany jako seksturystyki i ogólnego upadku obyczajów, niestety niepozbawiona podstaw, jest powszechna. Zwiedzanie, ćwiczenie języka, nowe znajomości, obracanie się w międzynarodowym środowisku, sprawdzenie się w nowych sytuacjach: same plusy. I temu nie zaprzeczam, ale po długich przemyśleniach zdecydowałam: nie pojadę drugi raz. Dlaczego? 

14:07

Psie sprawy

Psie sprawy
Od zawsze kochałam zwierzęta, ale dla moich poprzednich (królika i myszkoskoczków) niestety nie byłam tak dobrą panią, jak bym chciała i popełniłam wiele błędów w opiece nad nimi. Do dzisiaj mam to sobie za złe, ale z drugiej strony, byłam tylko dzieckiem i moje zaniedbania nie wynikały ze złej woli. Minęło trochę czasu i zaczęłam, jak to dzieci, prosić rodziców o psa. Wyprowadzałam psa sąsiadów, który bez tego spędziłby pewnie większość życia na łańcuchu. To był mały, sympatyczny kundelek, imieniem Rambo, którego do dziś wspominam z sentymentem. Widać było, że nie poświęcano mu dużo czasu. Ja się starałam trochę czasu z nim spędzić, również gdy już dostałam upragnionego psa, czyli Yugiego, rasy west highland white terrier. Imię jest efektem mojej ówczesnej fascynacji pewną kreskówką ;) Psa mojego-niemojego, bo niedługo po tym moi rodzice się rozwiedli, a że moja mama nie przepada za psami, Yugi został z tatą. Wyprowadzanie na spacery, dbanie o dietę, pielęgnacja, wizyty u weterynarza: cała ta odpowiedzialność właściwie mnie ominęła. Jeździliśmy tylko razem na wakacje.




Rzadko widywałam tatę, więc Yugiego także. Zawsze jednak cieszył się na mój widok, i w moim sercu zawsze pozostawał "moim" psem. Tata z rodziną zakupili działkę i zaczęli budować dom, a psy hasały po działce. Mała starowinka Figusia odeszła, na jej miejsce pojawiła się Fiona. W zeszłym roku nastąpiła kolejna zmiana składu: Yugiego trzeba było uśpić ze względu na nowotwora jelita. Do samego końca miałam nadzieję, że jego stan nie jest aż tak ciężki i że operacja się uda... Niestety. 
Wakacje 2014 to były nasze ostatnie wspólne: 





Wszystkie psy są wspaniałe, ale do teraz kiedy widzę westie, czuję ucisk w sercu. Byliśmy niedoświadczeni co do wychowania psów i nie wszystko zrobiliśmy dobrze. To był pies z charakterem, nie przytulanka (choć i przytulaniem nie pogardził), wierny i inteligentny. Ze szczeniaka, który niemal od razu znalazł drzwi od kojca i próbował je otworzyć, nie wiem kiedy zrobił się statecznym psem. Bardzo go kochałam. 

Ostatni wspólny spacer:



Rodzina taty mocno przeżyła stratę, ale nadszedł czas by dać miłość innemu psu ze schroniska, Biszkoptowi. Ja też dojrzewam do bycia panią, tym razem na pełen etat, na 100%. Panią dla Miśka: 



To uczucie, kiedy przychodzisz do domu i wita Cię pies, skacze, merda ogonem... bezcenne. Czytam teraz o psach, wychodzę na długie spacery (gdy zacznie się rok akademicki będzie ciężej na nie wygospodarować czas, ale zrobię co w mojej mocy), rozpieszczam, mam nadzieję, że w granicach rozsądku :) Zaczęłam się nowa, psia epoka w naszym życiu. Jest super! 

A Wy? Pochwalcie się swoimi pupilami! 


08:07

Przewartościowanie i migawki z mojego miejsca na Ziemi

Przewartościowanie i migawki z mojego miejsca na Ziemi
Ukończenie studiów, praca na tyle dobra, by móc coś odłożyć i pozwolić sobie na podróże. Ślub, pies, dzieci.  Taki idealny (przeidealizowany? :)) scenariusz miałam w głowie aż do niedawna. Dziś uświadomiłam sobie, że nie da się niczego zaplanować w 100%. Życie pisze różne scenariusze? Czy jest tylko współtwórcą scenariusza, który piszemy my? 

13:46

Jak skutecznie odebrać sobie życie

Chcesz popełnić samobójstwo? Jeśli możesz poświęcić jeszcze chwilę, to przeczytaj proszę moją historię. O tym, jak miałam podobne myśli i zamiary jak Ty teraz. Wiem, że może Cię to nie obchodzić, więc jeśli chcesz, przejdź od razu do konkretnych informacji podanych poniżej. 

Myślałam, że już nie czeka mnie nic dobrego. Czułam się ciężarem dla wszystkich. Wyobrażałam sobie własny pogrzeb, potem świat beze mnie. Ciężko mi teraz, kiedy jest dobrze, wrócić do tego, wyobrazić sobie cały ten ból i rozpacz, których wtedy doświadczałam. Nie poradzę Ci, jak skutecznie się zabić, bo mnie się to nie udało. Na szczęście! Dałam sobie szansę. Nie jestem bogaczem, Miss Universe ani wybitnym naukowcem, ale mam już po co żyć. Przeszłam długą drogę od tamtej zagubionej i strasznie samotnej gimnazjalistki aż do tego, kim jestem teraz. Gdybym wtedy popełniła samobójstwo, nigdy nie przeżyłabym tylu cennych chwil i nie znalazłabym miłości, która teraz mi daje siły do życia. Wkładałam między bajki "próbuj dalej, ułoży się". A jednak ułożyło się. A raczej ja ułożyłam, dzięki pomocy jaką uzyskałam. Byłam bardzo słaba i było naprawdę bardzo źle. Skoro ja wtedy dałam radę, to Ty też możesz. 

KONKRETY 

Polecam Ci lekturę tego tekstu. Sama czytałam go wiele razy, w różnym wieku i w różnych momentach życia. Nie wiem, czy Tobie również przyniesie choć trochę ulgi. Warto spróbować. 

Być może cierpisz na depresję lub inne zaburzenia psychiczne. Nie czyni Cię to gorszym, nie jesteś "wariatem". Depresja jest uleczalna. Możesz zwrócić się do psychiatry. Jeśli nie możesz czekać na wizytę lub z innych powodów Ci to nie odpowiada, to i tak nie jesteś sam(a), możesz uzyskać pomoc. Możesz zadzwonić

116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym 
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

Ponadto możesz znaleźć inne przydatne kontakty tutaj (według województw)

Pamiętaj: tylko śmierć jest nieodwracalna. Z każdej sytuacji, nawet niesamowicie trudnej, jest też inne wyjście, nawet jeśli w tej chwili w to nie wierzysz. 

14:28

Gdzieś pośrodku / Lecimy do Japonii!

Gdzieś pośrodku / Lecimy do Japonii!
Podróżnik, któremu trudno usiedzieć w jednym miejscu, czy domator ceniący spokój: do którego z nich Wam bliżej? Ja znalazłabym się (jak zapewne jak większosć z Was) gdzieś pośrodku, no, może bliżej tego drugiego. Jakie są moje życiowe priorytety i marzenia, które chcę zrealizować? 

14:21

Na dobrej drodze + ogłoszenie

Na dobrej drodze + ogłoszenie
Czas przerwać milczenie na blogu! Tym, którzy nie obserwują mnie na FB, chciałabym polecić mój skromny artykuł na Woofla.pl, bardzo ciekawym i inspirującym portalu o nauce języków obcych. Co prawda nie będę tam początkowo aktywna tak często, jak bym chciała, ale mam nadzieję od czerwca przyczynić się trochę do rozwoju tej strony. Ale zostańcie jeszcze chwilę ze mną! 

12:45

Językowe odkrycia: garść linków

Krótka rozgrzewka przed napisaniem dłuższego i poważniejszego wpisu dotyczącego języków obcych. Stay tuned! A póki co, odsyłacze do kilku miejsc w Internecie, które mi się spodobały: 

Języki ogólnie
50 fun facts about world languages - lubię ikonografiki, a Wy?


Angielski
Podcasty po angielsku - i to nie od byle kogo, bo od BBC. Wysłuchałam kilka i bardzo mi się spodobały. Pozwalają poznać ciekawe idiomy, a dla mnie, która niewiele czasu może zagospodarować na naukę angielskiego, są jak znalazł. 

React to  - anglojęzyczny kanał na Youtube, na którym różne grupy (dzieci, nastolatki, osoby starsze, Youtuberzy) reagują na popularne filmiki. Naszymi ulubieńcami są dzieci, którym oprócz filmików prezentowane są np. nietypowe jedzenie czy stara technologia (np. pierwsze komputery czy maszyna do pisania). Ich reakcje są rozczulające! 

Hiszpański
Słownictwo z różnych krajów Ameryki Łacińskiej jest dla mnie póki co wielką zagadką, więc chętnie będę zaglądać na Así hablamos.

Latynosi pod lupą - okej, może to nie język, ale społeczeństwo jest z językiem nierozłącznie powiązane. Chcecie się czegoś dowiedzieć o Ameryce Łacińskiej? Gorąco polecam tego bloga! 


Instytut Cervantesa, czyli miejsce, które powinna znać każda osoba zainteresowana językiem, kulturą i literaturą Hiszpanii. Chociaż muszę przyznać, że nie znalazłam tam aż tylu przydatnych materiałów do nauki, co na stronie Instytutu Camõesa, zajmującego się z kolei kulturą Portugalii. Będę dalej szukać!

Portugalski 
Wspomniany Instytut Camõesa. Mamy tu np. świetne interaktywne książki o portugalskich królach czy o odkryciach geograficznych. Moja ulubiona póki co traktuje oczywiście o dotarciu Portugalczyków do Japonii :D

Japoński 
Jugyouchuu - (=授業中, czyli "podczas zajęć") - zajęcia okiem nauczycielki japońskiego. Mądrze i z humorem :) 

WakuWaku Japanese - fajne lekcje japońskiego na youtube.


To tyle na dziś! Do poczytania! 

14:54

Za dużo

Za dużo
Wracam z zajęć i krzątam się. Zmywam naczynia, wstawiam pranie, odkurzam. (Swoją droga, nawet nie wiecie, jaką radość sprawiło mi kupno nowego odkurzacza z turboszczotką ;) Może gdzieś głęboko we mnie siedzi Perfekcyjna Pani Domu). Czegoś się pouczę, przygotuję korepetycje na najbliższe dni. Do nieskomplikowanego posiłku obejrzymy coś z lubym. Przydałoby się uzupełnić zapasy w lodówce. Znowu trochę nauki, porcja Internetu, prysznic, kilka stron książki. Niby nic specjalnego, tylko same życie i zwyczajne obowiązki, ale czasami czuję się przytłoczona. Wszystko chciałabym zrobić przynajmniej na 99% ;) 



Jestem zadaniowcem. Lubię mieć zrobioną listę rzeczy do zrobienia i lubię odhaczać kolejne pozycje z listy. Niestety swego czasu wpadłam w pułapkę samorozwoju ;) Kto czyta blogi o tej tematyce, pewnie wie, o czym mówię. Czytam mnóstwo inspirujących postów, mam setki pomysłów, jak poprawić organizację czasu, ale niestety często kończy się na teorii. Łapię na tym, że odpoczynek wiąże się u mnie często z wyrzutami sumienia. Np. teraz w niedzielę: we Wrocławiu piękna pogoda, ludzie wylegli do parku, w tym i my. Leżałam sobie na kocyku, czytałam, słoneczko grzało i czułam się naprawdę dobrze, ale... gdzieś tam w myslach sobie liczyłam, co po kolei zrobić, jak wrócę, i ile będę miała czasu. To kwestia dla natychmiastowej poprawy! Nawet choćby lista "to do" mi wisiała przed oczami, nigdy nie powinnam żałować sobie czasu dla siebie na relaks z ukochanym, na książkę czy np. zabiegi pielęgnacyjne. A już na pewno nie w niedzielę (jedyny dzień, w który nie mam ani zajęć na uczelni, ani nie udzielam korepetycji). Inna sprawa, że za dużo u mnie planowania, za mało działania ;) 

Wspomniany niedzielny relaks z mojej (leżącej) perspektywy ;)

Za dużo mam też rzeczy. Obydwoje jesteśmy zbieraczami. "Tę bluzkę jeszcze lubię, to się jeszcze przyda". Ze względu na dużą ilość rzeczy sprzątanie u nas jest żmudne. Lubię i czytać, i mieć książki, ale z części z nich po prostu wyrosłam albo pewnie znowu po nie nie sięgnę. Planuję niechciane książki i komiksy oddać do którejś z bibliotek, znajomym, może na Bookcrossing? Jestem otwarta na sugestie. Chętnie pozbędę się też niechcianych ubrań (w dobrej jakości, po prostu są już za małe). Kolejnym krokiem będzie ban na kupowanie kosmetyków (chyba, że skoczę poprzedni i nie będę miała czego używać), biżuterii i butów. Mam też mnóstwo pluszaków, ktrych los się waży. Zachowałabym je z sentymentu, ale mam świadomość, że gdzie indziej mogą się przydać bardziej. Poza tym mam już prawie 23 lata i swojego prywatnego misia do przytulania :D  

Tym mam nadzieję się zająć jak skończę ten wpis... i zrobię ćwiczenia z portugalskiego... i wezmę prysznic. 

Raczej nie będę true minimalistką, ale widzę, jaką zabójczą mieszanką są chaos w mieszkaniu i (za) duże poczucie obowiązku. 

A Wy? Jak godzicie wszystkie obowiązki? Znajdujecie czas dla siebie, dla najbliższych i na rozwijanie pasji? 

14:38

Wymarzone podróże: Kordoba

Wymarzone podróże: Kordoba
Zawsze kusiła mnie Andaluzja: słoneczna, malownicza, pełna zabytków i świadectw długoletniego panowania arabskiego na Półwyspie Iberyjskim. Podczas pobytu na Erasmusie udało mi się zwiedzić Granadę, Kordobę, Sewillę i Mojácar. Niestety, póki co odwiedziłam głównie najbardziej popularne atrakcje turystyczne. Chociaż nie wiem, czy "niestety" jest tu właściwym słowem, gdyż te znane miejsca zapierają dech w piersiach i jak najbardziej zasługują na swoją sławę.
Na pewno kiedyś jeszcze wrócę do Andaluzji! A póki co, relacja z wyprawy z narzeczonym: 

Kiedy? Kwiecień 2014 
Gdzie? Almeria - Kordoba - Sewilla - Malaga (niestety nie udało się zahaczyć o Rondę)


Czym? Poruszaliśmy się autobusami ALSA, którym nie mam nic do zarzucenia. Niestety są dość drogie w porównaniu z PKS. Polecam również sprawdzenie innych przewoźników, przejazd pociągiem bądź skorzystanie z blablacar, w zależności od naszych oczekiwań i możliwości finansowych. 

Noclegi: Tutaj podobnie, dużo zależy od zasobności naszego portfela i tego, czy jesteśmy back-packerami, czy zwolennikami wygody. Zależało nam na pokojach dwuosobowych, co nieco podniosło koszty. Hotele rezerwowaliśmy za pomocą booking.com i nie mieliśmy żadnych problemów (no, prawie żadnych... ale o tym potem :D), ale coraz częściej natrafiam na negatywne opinie na temat działania tej strony, więc doradzam ostrożność. 

Okej, dosyć wstępu! Przechodzimy do sedna, czyli relacji okraszonej zdjęciami.
(Dajcie znać, czy odpowiada Wam taka forma, czy jednak wolelibyście więcej tekstu!)

Pobyt w Kordobie rozpoczęliśmy od spaceru... 



w stronę najpopularniej atrakcji, jaką jest Mezquita. Po drodze zauroczyły nas wąskie uliczne i słynne patia: 


Budowę Mezquity rozpoczęto w roku 788 na miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się wizygocka Bazylika św. Wincenta Męczennika, a jeszcze wcześniej - świątynia poświęcona Janusowi. W 1238, w wyniku rekonkwisty, Mezquita została przekształcona z meczetu w kościół. Kilka (:D) zdjęć z tego zabytku, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO: 







 Pozostałości wspomnianej już dawnej bazyliki.












 Memento mori. 


 Nie mogło tu zabraknąć lasu kolumn, najcześciej kojarzonego z tą katedrą.






Piękne siedzenia dla kleru. 




 Udało się sfotografować kolumny bez prawie żadnych turystów!



Czas opuścić Mezquitę i udać się dalej...


...w stronę Mostu Rzymskiego nad rzeką Guadalquivir, który na zdjęciach pojawi się nieco niżej.



Wstąpiliśmy również do wieży Calahorra. Ekspozycja w wieży jest dość ciekawa, ale nie jest moim zdaniem obowiązkowym punktem zwiedzania. 

 Jeden z ciekawszych elementów wystawy: makieta Alhambry. 

 Deja vu? ;) 


 Widok ze szczytu wieży na Most Rzymski i stare miasto. 

 Luby uwielbia fotografować detale :)

 Ruiny świątyni rzymskiej, na które trafiliśmy przypadkiem... 

 Tradycja i nowoczesność.

Następnym razem relacja z Sewilli! 
Jeśli podobał Ci się wpis, zapraszam do polubienia strony na Facebooku.

12:16

Kwiecień miesiącem wyzwań

Kwiecień miesiącem wyzwań
W ramach odkurzania postanowień noworocznych :) 


Ograniczyć słodycze 
Ci, którzy mnie znają wiedzą, jakie ilości słodyczy jestem w stanie pochłonąć, zwłaszcza kiedy muszę się dużo uczyć. Zawsze mi było niby wstyd, ale jak to bywa z nałogami, jakoś nie mogłam się zebrać w sobie, żeby niezdrowe przyzwyczajenia zmienić ("nie piję, nie palę, to na to mogę sobie pozwolić"). Jakieś 3 tygodnie temu po zjedzeniu słodyczy zrobiło mi się niedobrze... i od tego czasu mocno je ograniczyłam. Na pewno będe kontynuować projekt, korzystając z rad zawartych w archiwalnym wpisie na blogu koleżanki.

Aktywność fizyczna
Uniwersytet Wrocławski o mnie dba. Jakkolwiek proces zapisów na WF i ogólnie sposób traktowania WF na uczelni jest... dyskusyjny, tak w sumie się cieszę, bo będę chodzić na body styling za darmo i w dość rozsądnej godzinie. Czeka mnie sporo pracy nad sobą... Mam zamiar też wrócić do skakania na Stepmanii. Wikipedia głosi, że Stepmania jest "komputerowym symulatorem gier muzycznych". O co chodzi? Mamy matę: 


I chyba łatwiej będzie mi zaprezentować niż wytłumaczyć:

Oczywiście daleko mi do poziomu tego dzieciaka ;)

Chodzić na łyżwy
























Zaniedbana jazda na łyżwach zasługuje na osobny punkt :) Trochę ciężko może być wygospodarować czas, ale skoro już przywiozłam z domu łyżwy, to nie odpuszczę. Na szczęście we Wrocławiu kryte lodowiska są czynne do 30 kwietnia, więc można wyzwanie przedłużyć ;)



Więcej czytać

Książki czytam zwykle tylko w komunikacji miejskiej lub czasami przed snem. Czasu w komunikacji miejskiej spędzam sporo, ale że dzielę uwagę pomiędzy muzykę a książki, lista książek do przeczytania jakoś nie chce się skrócić ;) Poza tym chciałabym przede wszystkim zanurzyć się w lekturze, a nie odhaczać kolejne pozycje z listy. Obecnie czytam "Drużynę pierścienia" (tak, dopiero teraz). Książkę pożyczyłam daaawno temu. Najwyższy czas nadrobić zaległości w znajomości klasyki fantasy i oddać "Drużynę..." prawowitemu właścicielowi ;) Drugi w kolejce jest Don Kichote, którego znajomość muszę odświeżyć na egzamin licencjacki. 
Dodajmy do tego kolejne książki, komiksy, a także zaległości filmowe, i mamy już plany na długi czas :D 

A Wy? Macie jakieś postanowienia? Jakie sporty uprawiacie, co czytacie? Co Wam teraz zaprząta myśli? :)

14:03

Językowo #4: Po co uczymy się języków obcych?

Językowo #4: Po co uczymy się języków obcych?
Warto znać języki obce, co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Ale jakie cele przyświecają nam podczas nauki? Wizja podróży, chęć zdobycia lepszej pracy, możliwość porozumienia się z rodzimymi użytkownikami danego języka, obcowanie z literaturą w oryginale? Dobrze czasem przystanąć i zastanowić się nad tym, gdyż wyznaczenie konkretnego celu może pomóc nam w momentach zwątpienia (co oczywiście tyczy się nie tylko nauki języków). Dlaczego i po co uczę się języków obcych? 

Angielskiego uczyłam się, podobnie jak zapewne większość czytelników, w szkole. Służy mi on głównie do wymiany opinii z obcokrajowcami, chętnie czytam też anglojęzyczne strony, blogi. Obecny poziom języka wystarcza mi do dość swobodnej komunikacji. W tej chwili moim celem jest doszlifowanie języka do poziomu C1, głównie ze względu na przydatność (lub raczej: nieodzowność) na rynku pracy.

Hiszpańskiego uczę się w sumie... z przypadku. Szukałam nowego języka do nauki i hiszpański akurat wpadł mi do głowy. Moją uwagę zwróciło przede wszystkim to, do jak bogatej kultury i historii jest kluczem ten język (nie tylko Hiszpanii, ale i Ameryki Łacińskiej). Na pewno chciałabym związać przyszłość zawodową z tym językiem (czy się uda, zobaczymy) i zwiedzić północną i centralną Hiszpanię, oraz Argentynę, Meksyk, Gwatemalę, Urugwaj, Chile... (i długo by jeszcze można było wymieniać). Zwiedzić zabytki, poznać ludzi. Chcę poczytać m.in. Borgesa i Llosę w oryginale. Poza tym, nauka sprawia mi przyjemność, a różnorodność języka hiszpańskiego chyba nigdy nie przestanie mnie zachwycać (wierzchołkiem góry lodowej są różnice leksykalne: oczarowało mnie np. kanaryjskie słowo na autobus, "guagua"). Uwielbiam też hiszpańską gramatykę. (Tak, ogólnie lubię gramatykę. Jestem dziwna :)). 

Wiele osób pytało o japoński. Moja styczność z tym językiem (nie mówimy tu o nauce jako takiej) trwa na tyle długo, że ciężko mi przypomnieć sobie jej początki. Wydaje mi się, że zaczęło się od muzyki z japońskich filmów animowanych (anime). Pamiętam, że chętnie śpiewałam piosenki takie jak ta: 


nie znając słów i nie wiedząc praktycznie niczego o języku. Po prostu podobało mi się jego brzmienie. Fascynacja anime powoli rozwinęła się i rozszerzyła o inne aspekty kultury Kraju Kwitnącej Wiśni. 

Inna piosenka, z którą wiąże się dużo wspomnień... Napisy po hiszpańsku :)

Uczę się przede wszystkim dla przyjemności i aby móc porozumiewać się z osobami japońskojęzycznymi, i dzięki temu lepiej poznać ich życie oraz kulturę. Mam nadzieję, że swoje możliwości wypróbuję za rok podczas wymarzonej wycieczki do Japonii :) Możliwość oglądania anime i czytania komiksów w oryginale jest dodatkowym plusem, ale nie był to cel, który mi przyświecał. 

No i na koniec portugalski. Byłoby super, gdyby przydał się w pracy. Póki co uczę się z obowiązku (przedmiot na studiach), ale naprawdę mi się podoba. Portugalię zwiedziłam już prawie całą, ale chętnie wrócę, zwłaszcza do Porto. Do emerytury może dotrę też do Brazylii ;) 

Jak widać, moje językowe cele można skrócić do: 
Dla ludzi, interakcji z nimi, lepszego ich zrozumienia (zarówno podczas podróży, jak i tutaj we Wrocławiu). Wizja podróży jest nieco odległa, ale powoli zbieram fundusze, śledzę też oferty praktyk i wymian zagranicznych. 
Jako atut przy poszukiwaniu pracy (a że warto mieć inne wykształcenie poza filologicznym i konkretne umiejętności, wiem i ostatnio bardzo mnie męczy ta kwestia...) 
Dla kontaktu z kulturą (literatura, kino, kultura popularna). 

A Wy? Jak zaczęła się Wasza przygoda z językami obcymi? Po co się ich uczycie? Z niecierpliwością czekam na odpowiedzi, bo co człowiek, to historia :) 

05:49

A ja wierzę w związki na odległość!

A ja wierzę w związki na odległość!
Ktoś z Was jest w związku na odległość? Pewnie usłyszeliście, że taki związek nie ma sensu i prędzej czy później się rozpadnie? Nie musi tak być :) Nasz przykład nie jest zbyt ekstremalny, ale myślę, że tęsknota i trudności są podobne, bez względu na to, ile kilometrów dzieli zakochane osoby. Nasz staż związku to 4,5 roku. Przez rok dzieliło nas 200 km, potem na 9 miesięcy odległość wzrosła do 270 km i na 5 miesięcy do 2700 km, jeśli wierzyć mapom Google ;) 

Trochę prywaty: Praga, drugie wspólne wakacje

Copyright © 2016 . , Blogger