05:49

A ja wierzę w związki na odległość!

A ja wierzę w związki na odległość!
Ktoś z Was jest w związku na odległość? Pewnie usłyszeliście, że taki związek nie ma sensu i prędzej czy później się rozpadnie? Nie musi tak być :) Nasz przykład nie jest zbyt ekstremalny, ale myślę, że tęsknota i trudności są podobne, bez względu na to, ile kilometrów dzieli zakochane osoby. Nasz staż związku to 4,5 roku. Przez rok dzieliło nas 200 km, potem na 9 miesięcy odległość wzrosła do 270 km i na 5 miesięcy do 2700 km, jeśli wierzyć mapom Google ;) 

Trochę prywaty: Praga, drugie wspólne wakacje

15:49

Językowo #3: Seriale po hiszpańsku

Językowo #3: Seriale po hiszpańsku
Dziś parę słów o serialach, które stanowią świetne uzupełnienie nauki języków obcych, i dzięki którym można połączyć przyjemne z pożytecznym.

Dla początkujących 

Extr@
Sympatyczny serial, mający 4 wersje językowe: angielską (pierwszą i dłuższą niż pozostałe), hiszpańską, francuską i niemiecką. Fabuła jest dość prosta. Obcokrajowiec, nieposługujący się zbyt dobrze językiem hiszpańskim (tudzież innym językiem zgodnie z oglądanym wariantem ;)) przyjeżdża w odwiedziny do swojej koleżanki. Bohaterowie mówią wolno i często powtarzają kwestie kilka razy, bądź powtarza je na głos zagubiony Brytyjczyk, chcąc się upewnić, że dobrze zrozumiał (zwykle nie rozumie dobrze :D). Extr@ to serial komediowy nakręcony z myślą o młodzieży, ale myślę, że i starsi widzowie nieraz się na nim uśmiechną :)

Pablo próbuje wytłumaczyć coś Samowi po hiszpańsku ;)

"Mi vida loca" ("Moje szalone życie")
Serial interaktywny od BBC. "Mi vida loca" nie tylko pokazuje interesującą historię, ale i angażuje widza, który nieraz musi coś powiedzieć na głos czy dopasować. Poza samym serialem dostępne są m.in. transkrypcje w pdf. 
Teresa, Twoja koleżanka, zaprasza Cię na wizytę do Madrytu... Co się tam stanie? Musisz zobaczyć sam(a). 
Serial można obejrzeć tutaj.

Dla nieco bardziej zaawansowanych 

Tutaj polecę kilka seriali emitowanych w Hiszpanii. Nie znam się za bardzo na serialach z Ameryki Łacińskiej, i jestem otwarta na propozycje :)

"Aquí no hay quien viva"
Konflikty między sąsiadami... ach, ile razy to już było. Nie szkodzi! W "Aquí no hay quien viva" gromada barwnych postaci i szereg zabawnych sytuacji sprawiają, że widz nie nudzi się ani chwili. Wścibskie sąsiadki, przykładna rodzina z dwojgiem dzieci, para gejowska... Kogo tam nie ma :) Kiedy zaczęłam oglądać ten serial, rozumiałam naprawdę niewiele, ale z czasem było coraz lepiej i jestem pewna, że to właśnie oglądanie "Aquí no hay quien viva" (w wolnym tłumaczeniu "Tutaj nie da się mieszkać") przyczyniło się do poprawy poziomu mojego hiszpańskiego. Dość szybkie tempo wypowiedzi i akcent bohaterów dobrze przygotowały mnie na wyjazd do Andaluzji ;) Serial "stary, ale jary", już zakończony (5 sezonów).
Zamiast bardziej się rozpisywać, pozwolę sobie umieścić tu intro: 



"La que se avecina"
Serial o podobnej tematyce (choć tym razem mamy do czynienia z "luksusowym" budynkiem na obrzeżach, nie z kamienicą w centrum), powiązany z wyżej opisanym. Wielu aktorów gra w obydwu, czasem w zupełnie innych rolach, co tylko dodaje komizmu. Serial jest nowszy i bardziej dosadny w pokazywaniu np. seksu. Mam wrażenie, że czasami nawet za bardzo "jedzie po bandzie". Podobnie jak widzowie hiszpańscy czekam od 2 miesięcy na emisję kolejnego odcinka i doczekać się nie mogę ;/ W dalszych sezonach forma trochę spada, ale mimo wszystko to zabawny serial warty obejrzenia. 

Wesoła (ekhm) gromadka mieszkańców Mirador de Montepinar ;)

"El Barco" ("Statek")
Popularny serial, i pierwszy hiszpańskojęzyczny jaki zaczęłam oglądać. Śledzimy losy załogi statku... i więcej nie chciałabym zdradzić, żeby nie psuć zabawy z oglądania. Serial porzuciłam po kilku odcinkach, gdyż nie za bardzo wciągnął mnie (zajmujący sporo czasu ekranowego) wątek miłosny, ale nie wykluczam, że kiedyś wrócę do oglądania. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy, no i jestem pod wrażeniem urody Blanki Suarez, grającej główną bohaterkę:



"El Internado" ("Internat")
Kolejna znana seria, którą dopiero mam zamiar obejrzeć. Pozwolę sobie zacytować oficjalny opis prod. telewizyjnej: "Serial opowiada o grupie nastolatków odbierającej staranne wychowanie w zamkniętej, elitarnej szkole z internatem. Młodzież ma zakaz opuszczania murów uczelni, co sprawia, że każda eskapada w głąb lasu, który otacza internat, smakuje jak zakazany owoc. Za bramą kryje się pewna tajemnica na ślad której wpada jeden z wykładowców." Brzmi intrygująco, prawda?


"Águila roja" ("Czerwony orzeł")
Serial przygodowy, którego akcja osadzona jest w Hiszpanii w XVII wieku. 
Oficjalne opisy zdradzają fabułę pierwszego odcinka (jedynego, który jak dotąd widziałam), więc lepiej nie będę ich tutaj wklejać. Walki, intrygi, zemsta... Zapowiada się naprawdę ciekawie!

Kolejne seriale, które dopiero mam zamiar obejrzeć, to "Aida" i "Gran hotel", gorąco polecane na forum o językach obcych. Na pewno podzielę się z Wami wrażeniami.

Oglądacie obcojęzyczne seriale? Macie dla mnie jakieś rekomendacje (język angielski, hiszpański, portugalski, japoński)? 

Jeśli podobał Ci się wpis, zapraszam do polubienia strony bloga na Facebooku.


05:12

Językowo #2: Moja językowa historia

Językowo #2: Moja językowa historia
Oto, jak uczyłam się języków obcych. Polecam metody i przestrzegam przed błędami, które sama popełniłam. Pierwszy błąd, który mogę wskazać od razu: przekładanie mówienia w danym języku na jakieś nieokreślone "kiedy będę gotowa". Nigdy bym nie była, bo liczy się dla mnie zarówno komunikatywność, jak i poprawność językowa. Nie satysfakcjonuje mnie po prostu dogadanie się, chciałabym mówić płynnie, być poprawna gramatycznie i mieć bogate słownictwo. Niestety, nie da się tego osiągnąć od razu. Gorąco zachęcam więc do mówienia od początków nauki. Popełnianie błędów jest czymś zupełnie normalnym. Dobrze, gdyby ktoś czuwał nad naszą nauką i nas poprawiał - nauczyciel lub native (ale zawsze trzeba mieć świadomość różnic dialektalnych w językach i tego, że nativi też popełniają błędy). Właśnie, nie wierzcie "mitowi native'a". Rodzimy użytkownik języka (niekoniecznie filolog) może, ale nie musi być doskonałym nauczycielem. Dajcie też szansę polskim lektorom ;) Wpis będzie w dużej mierze dotyczył nauki na studiach/w szkołach/na korepetycjach, ale na pewno napiszę jeszcze coś skierowanego do samouków :)
Tyle ogólnych reflekcji, czas na konkrety! 


Język angielski 
Poziom: B2 
Uczę się od: zaczęłam ok. 10 lat temu, ale naprawdę porządnie uczyłam się ok. 6 lat 
Mocne strony: czytanie 
Słabe strony: wymowa 
Angielskiego uczyłam się w szkole, od podstawówki do liceum. Niestety, wiele zależy od nauczycieli, a do nich miałam pecha. Najgorzej było w liceum, gdzie nauczycielka notorycznie się spóźniała albo zajmowała się na lekcjach organizacją szkolnego festiwalu, a nie prowadzeniem zająć... Podręcznik, z którego korzystaliśmy, kiedy już jakimś cudem doszło do przeprowadzenia lekcji, był ułożony typowo pod maturę i po prostu nieciekawy (zarówno graficznie, jak pod względem treści). Chodziłam przez 2 lata do szkoły językowej i miałam zajęcia 2 razy w tygodniu, raz z nativem, raz z polskim lektorem. Co do kursu mam mieszane uczucia: z polskimi lektorami i moim pierwszym nativem, Desmondem, nauczyłam się sporo. Kolejny native, Andrew, był bardzo sympatyczny, ale miał tendencję do wprowadzania zagadek i gier, których w sumie nikt nie rozumiał i które niewiele wnosiły ;) W maju 2011 zdałam maturę i od tej pory nie uczę się angielskiego "na serio". Codziennie oglądam coś po angielsku: seriale, filmy, programy na Youtube, słucham muzyki, czytam wpisy w sieci. Poza tym chciałabym wrócić do nauki jako takiej: gramatyka, słownictwo, wymowa.Wybrałam już materiały, ale teraz przede mną najtrudniejszy moment: po prostu zacząć. 
Rada: Nie odradzam ani nic polecam szkół językowych. Oferta jest w tej chwili tak szeroka, że radziłabym po prostu zrobić rozeznanie i popytać, które szkoły (a w sumie bardziej: których lektorów) polecają inni. Moje poglądy na temat szkół językowych zasadniczo pokrywają się z tymi zawartymi w w tym wpisie :) Tę radę na pewno słyszeliście już 100 razy, ale podpisuję się pod nią: czytajcie i słuchajcie po angielsku! Wiadomości ze świata, informacje z dziedzin, które Was interesują, literaturę piękną (ja zaczęłam od sztuk teatralnych, które wydawały mi się bardziej przystępne na początek niż proza). Wiele ciekawych seriali obyczajowych, historycznych, fantasy itd. jest po angielsku. Staram się oglądać je bez napisów, bo kiedy mam napisy, nie skupiam się tak bardzo na słuchaniu, mój wzrok od razu do nich wędruje.


Język hiszpański
Poziom: B2+
Uczę się od: 2,5 roku 
Mocne strony: gramatyka <3
Słabe strony: wymowa (zwłaszcza intonacja i akcent)
Zaczęłam się uczyć na filologii od podstaw i gdybym mogła, każdego języka bym się tak uczyła :) Poza tym, że miałam w tygodniu 5 x 1,5 h nauki języka podzielonej na moduły: gramatyka praktyczna, słownictwo, pisanie, konwersacje, w opanowaniu języka bardzo pomogła mi gramatyka opisowa (no, ale ja jestem maniaczką gramatyki). Bardzo podoba mi się rozwijanie wszystkich umiejętności językowych równolegle. Nie wierzę kursom, które obiecują uczyć mówienia bez gramatyki, bo bez gramatyki nie da się mówić. Nie mówię tu o jakichś subtelnych różnicach gramatycznych, ale o podstawach. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że gdy ma się do dyspozycji 1,5 h tygodniowo, to bardzo trudno uczyć tak wielotorowo. 
Nie każdemu poleciłabym filologię. Abstrahując od perspektyw zawodowych po studiach (dopiero czeka mnie wkroczenie na rynek pracy...), trzeba po prostu to lubić. Literaturę, historię, pisanie prac z dziesiątkami przypisów i zagłębianie się w tajniki gramatyki opisowej. Ja w sumie lubię :)
Przed pójściem na filologię byłam na kursie, który pewnie zadowoliłby większość osób, ale mnie nie przekonał. To co teraz powiem chyba przeczy nowoczesnej metodyce nauczania języków obcych, proszę nie bić ;) Od razu kazano nam mówić, kiedy nie mieliśmy właściwie żadnego zasobu słownictwa... 
Jak można np. opowiedzieć o filmie, kiedy nie zna się słów reżyser, fabuła, bohater, nic? No właśnie. Chętnie zerknęłabym na potrzebne słówka i potem się wypowiedziała. Tak jak już wspominałam, mówieniu od początku nauki mówię TAK, ale jeśli mamy jakikolwiek zasób słownictwa i gramatyki, który możemy do mówienia wykorzystać. Trzeba jednak przyznać, że wszyscy w tej szkole byli bardzo sympatyczni :)
Rada: Jeśli chcecie się nauczyć tylko języka, dobrze przemyślcie pójście na filologię. Jeśli lubicie od razu być stymulowani do mówienia na zajęciach, na pewno znajdziecie coś dla siebie w ofercie szkół językowych lub u korepetytorów. Polecam lekturę czasopism takich jak ¿Español? Sí, gracias, ale i hiszpańskojęzycznej prasy przeznaczonej dla rodzimych użytkowników języka. Dużo słuchajcie, zapoznajcie się z różnymi dialektami i odmianami języka.



Język japoński
Poziom: nie mam zielonego pojęcia, jak przeliczyć go na poziomy Rady Europejskiej... B1 może?
Uczę się od: 3 lat (byłyby 4, ale od roku mam przerwę)
Mocne strony: słuchanie
Słabe strony: pisanie (kanji), mówienie 
Trochę uczyłam się sama (na pół gwizdka), potem rok w szkole językowej, rok na studiach i znowu rok w szkole językowej. Szkoły językowe wspominam bardzo dobrze, zwłaszcza tę wrocławską. Zróżnicowane materiały, sympatyczni i kompetentni nauczyciele. Jeśli chodzi o wartościowe polskojęzyczne materiały, to jest ich niestety niewiele. W internecie można znaleźć wiele świetnych materiałów już po japońsku, jednak korzystanie z nich na początkowym etapie nauki i bez pomocy nauczyciela może się okazać trudne. W kolejnym wpisie chętnie polecę książki i strony internetowe, które moim skromnym zdaniem przydadzą się również samoukom :) 
Rada: Jak najszybciej uczcie się pisma! Uczenie się przez romaji (alfabet łaciński) niepotrzebnie rozleniwia. Osłuchajcie się z językiem i jego intonacją. Śmiało oglądajcie anime, ale bierzcie poprawkę na to, że język jest tam mocno nacechowany np. ze względu na charakter postaci (niezbyt rozgarnięci bohaterowie będą mówić w prymitywny sposób) i nie traktujcie anime jako głównego źródła wiedzy ;)

Język niemiecki
Biała plama na mojej językowej mapie... Widnieje tu tylko po to, żebym pamiętała, że uczyłam się go 6 lat bez większych efektów, i że to przydatny i ładny język, do którego koniecznie muszę wrócić. 

Język portugalski 
Poziom: A2+/B1
Uczę się od: 1,5 roku 
Mocne strony: gramatyka
Słabe strony: słuchanie 
Zaczęłam się go uczyć w sumie z przypadku. Miałam do wyboru francuski, włoski i właśnie portugalski. Francuski nigdy mi się nie podobał, słyszałam narzekania na prowadzącego z włoskiego... i został portugalski. Największą trudność sprawia mi unikanie "fałszywych przyjaciół".
Znowu moim błędem jest zbyt podręcznikowa nauka i za rzadkie obcowanie z "żywym" językiem. Nadrabiam to, namiętnie słuchajac portugalskojęzycznych wersji piosenek Disneya ;)
Rada: Uczcie się tego języka, bo jest wspaniały ;) Miejcie świadomość różnic między wersją z Portugalii a brazylijską. Dużo słuchajcie, bo przynajmniej z mojej perspektywy, dość ciężko jest zrozumieć język mówiony.

To tyle na dziś! Chętnie poczytam Wasze doświadczenia dotyczące nauki języków obcych. Jakie metody są z Waszej perspektywy najskuteczniejsze? 

07:34

Kiedy nie cierpisz swoich studiów

Od gimnazjum miałam jeden wymarzony kierunek studiów, na który musiałam się dostać. Odpowiadał moim zainteresowaniom i jak na kierunek humanistyczny miał zapewniać dość dobre perspektywy na rynku pracy. Nie miałam żadnego alternatywnego pomysłu na siebie, musiały być tamte studia i już. Ciężko pracowałam, by się na nie dostać, gdyż progi punktowe były wysokie. I dostałam się. W tym miejscu historia powinna się zakończyć happy endem, moją realizacją w obranej dziedzinie i ogólnym zachwytem. Nie skończyła się. 

To, jak sobie te studia wyobrażałam zupełnie rozminęło się z rzeczywistością. Dodajmy do tego przeprowadzkę do innego miasta (niesamodzielnej, rozpieszczonej jedynaczki), związek na odległość i wiele innych czynników. Zaczęła się bezsenność, potrafiłam nie spać po ponad 40 godzin (ciepłe mleko, zmęczenie się przed snem, ziołowe syropy i tysiące innych sposobów nie działało). Siłą rzeczy na zajęcia przywlekałam się (trudno to nazwać przychodzeniem) wykończona i rozkojarzona. Nauka języka, który dotąd kochałam, stała się udręką. W pewnym momencie nawet wstanie z łóżka, ubranie się, nie mówiąc już o wyjściu z domu, było prawdziwym wyzwaniem.To był moment, kiedy musiałam zwrócić się po specjalistyczną pomoc. Terapia i leki pomogły mi powolutku nadać swojemu życiu kierunek. Historia może się wydawać przedramatyzowana ("ma depresję, bo jej się studia nie podobają?"), ale uwierzcie, było bardzo ciężko. Zapewne dlatego, że nie miałam innego pomysłu na siebie, i czułam, że będę nikim bez tamtych studiów. Myliłam się :)

Nie mam tutaj zamiaru zdyskredytować bez wątpienia trudnego i w gruncie rzeczy ciekawego kierunku studiów, na którym poznałam wielu wspaniałych ludzi. Po prostu dla mnie w tamtym momencie życia, z moim ówczesnym nastawieniem, był on złym wyborem. Teraz już wiem, że na każdym kierunku są przedmioty-zapychacze i nie ma siły, żeby studia podobały nam się w 100%. 

Nie namawiam nikogo do rzucenia studiów. Nie mówię tutaj o chwilowym zniechęceniu, które jest zupełnie normalne w nerwowym sesyjnym okresie. Ale jeśli nie widzicie siebie w pracy związanej z dziedziną, którą studiujecie, czujecie, że to czego się uczycie jest dla Was nieciekawe, nieprzydatne, męczące, a same studia odbierają Wam radość z życia, zachęcam do zrobienia bilansu zysków i strat. Pójście na studia to nie jedyna słuszna droga realizacji życiowej. Nie musicie podążać schematem studia - praca - ślub - dzieci. Może realizacja w wymarzonym zawodzie nie wymaga studiów, a innej drogi kształcenia? A może po prostu inny kierunek byłby dla Was odpowiedniejszy?

Jakie są Wasze doświadczenia związane ze studiami? Gdybyście mieli znowu wybrać kierunek studiów, zdecydowalibyście się na ten sam? 

Jeśli podobał się Wam wpis, zapraszam do polubienia fanpage'a na FB
Copyright © 2016 . , Blogger