14:07

Psie sprawy

Od zawsze kochałam zwierzęta, ale dla moich poprzednich (królika i myszkoskoczków) niestety nie byłam tak dobrą panią, jak bym chciała i popełniłam wiele błędów w opiece nad nimi. Do dzisiaj mam to sobie za złe, ale z drugiej strony, byłam tylko dzieckiem i moje zaniedbania nie wynikały ze złej woli. Minęło trochę czasu i zaczęłam, jak to dzieci, prosić rodziców o psa. Wyprowadzałam psa sąsiadów, który bez tego spędziłby pewnie większość życia na łańcuchu. To był mały, sympatyczny kundelek, imieniem Rambo, którego do dziś wspominam z sentymentem. Widać było, że nie poświęcano mu dużo czasu. Ja się starałam trochę czasu z nim spędzić, również gdy już dostałam upragnionego psa, czyli Yugiego, rasy west highland white terrier. Imię jest efektem mojej ówczesnej fascynacji pewną kreskówką ;) Psa mojego-niemojego, bo niedługo po tym moi rodzice się rozwiedli, a że moja mama nie przepada za psami, Yugi został z tatą. Wyprowadzanie na spacery, dbanie o dietę, pielęgnacja, wizyty u weterynarza: cała ta odpowiedzialność właściwie mnie ominęła. Jeździliśmy tylko razem na wakacje.




Rzadko widywałam tatę, więc Yugiego także. Zawsze jednak cieszył się na mój widok, i w moim sercu zawsze pozostawał "moim" psem. Tata z rodziną zakupili działkę i zaczęli budować dom, a psy hasały po działce. Mała starowinka Figusia odeszła, na jej miejsce pojawiła się Fiona. W zeszłym roku nastąpiła kolejna zmiana składu: Yugiego trzeba było uśpić ze względu na nowotwora jelita. Do samego końca miałam nadzieję, że jego stan nie jest aż tak ciężki i że operacja się uda... Niestety. 
Wakacje 2014 to były nasze ostatnie wspólne: 





Wszystkie psy są wspaniałe, ale do teraz kiedy widzę westie, czuję ucisk w sercu. Byliśmy niedoświadczeni co do wychowania psów i nie wszystko zrobiliśmy dobrze. To był pies z charakterem, nie przytulanka (choć i przytulaniem nie pogardził), wierny i inteligentny. Ze szczeniaka, który niemal od razu znalazł drzwi od kojca i próbował je otworzyć, nie wiem kiedy zrobił się statecznym psem. Bardzo go kochałam. 

Ostatni wspólny spacer:



Rodzina taty mocno przeżyła stratę, ale nadszedł czas by dać miłość innemu psu ze schroniska, Biszkoptowi. Ja też dojrzewam do bycia panią, tym razem na pełen etat, na 100%. Panią dla Miśka: 



To uczucie, kiedy przychodzisz do domu i wita Cię pies, skacze, merda ogonem... bezcenne. Czytam teraz o psach, wychodzę na długie spacery (gdy zacznie się rok akademicki będzie ciężej na nie wygospodarować czas, ale zrobię co w mojej mocy), rozpieszczam, mam nadzieję, że w granicach rozsądku :) Zaczęłam się nowa, psia epoka w naszym życiu. Jest super! 

A Wy? Pochwalcie się swoimi pupilami! 


2 komentarze:

  1. Pies mojego chłopaka ma na imię Fiona. :) To strasznie przykre, kiedy odchodzi pies, że też nie wymyślono zwierząt domowych, które żyją tyle, co my! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, to chyba niezbyt oryginalne imię (podobnie jak Misiek ;)). Tak, to byłby rewelacyjny wynalazek. Bardzo dziękuję, że tu zajrzałaś! :)

      Usuń

Copyright © 2016 . , Blogger