13:46

Druga wyprawa do Japonii

Zapiski z kwietniowej wyprawy do Japonii :) 


Po powrocie z Japonii trzy lata temu spisałam kolejne kilkadziesiąt (!) miejsc, które chciałabym odwiedzić w tym kraju. Od początku jasne było, że trzeba dokonać ostrej selekcji.
Odrzuciłam tym razem wyspy Kiusiu i Yakushima oraz ograniczyłam plan odwiedzenia archipelagu Okinawa do dwóch wysp: Okinawa honto i Zamami. Jeśli zdrowie i finanse pozwolą, kiedyś jeszcze wrócimy do Japonii ;)  A tymczasem, bardzo spóźnione podsumowanie kwietniowego wyjazdu. 

Co się udało? 

  •  podziwianie kwitnących wiśni
Przed wyjazdem z niepokojem śledziłam prognozy kwitnienia wiśni. Udało się: trafiliśmy w sam środek szaleństwa związanego z hanami, czyli "podziwianiem kwiatów". Wiśniami zachwycaliśmy się w ogrodzie Shinjuku i w Chidorigafuchi w Tokio (miało być też Nakameguro, ale nie starczyło czasu), w Arashiyamie w Kioto, pod zamkiem w Osace i chyba w najcudowniejszym miejscu, które można sobie wyobrazić, czyli w pobliżu góry Fuji. 


  •  ryokan w Takayamie 
Trzy lata temu nie zdecydowaliśmy się na nocleg w ryokanie, czyli tradycyjnym japońskim zajeździe, ze względu na wysoką cenę. Tym razem zaszaleliśmy i muszę przyznać, że to niezwykłe doświadczenie. Piękne wnętrza, gorące źródła do dyspozycji, pyszne śniadanie, możliwość spacerowania w yukacie (upraszczając - letnia wersja kimona ;)), obsługa na najwyższym poziomie. Gorąco polecam Oyado Koto no Yume.

  •  gorące źródła (onsen) 
W gorących źródłach byłam cztery razy podczas tego pobytu i pewnie poszłabym jeszcze kilka, gdyby nie dopadło mnie zapalenie oskrzeli... To jedna z najbardziej relaksujących rzeczy, jakich doświadczyłam w życiu (gorące źródła, nie zapalenie oskrzeli oczywiście ;)). 
Praktycznie: przewodnik po onsenach tutaj (po angielsku)

  •  karaoke
Ponownie, gdyby nie choroba, poszłabym nieraz i spędziłabym tam parę godzin, wszakże "śpiewać każdy może...", zwłaszcza, gdy pomieszczenie jest odpowiednio wyciszone i nikogo 
 się nie straszy swoim fałszem ;) 
Praktycznie: sieci lokali karaoke np. Big Echo czy Karaoke kan, można bez problemu znaleźć w dużych miastach.

  •  jedzenie 
Przyznaję się bez bicia: nie jestem wielką fanką japońskiej kuchni, wolę np. hiszpańską. Są jednak dania, które uwielbiam: makaron udon, warzywa w tempurze, okonomiyaki (dosł. "smażysz jak lubisz", rodzaj naleśnika z różnymi dodatkami), dango. Staram się nie jeść mięsa, za to dużo jadłam np. tofu czy warzyw. Dodatkowo zachwycił nas chlebek melonowy, który często jadaliśmy na śniadanie. 
Praktycznie: lokale wybieraliśmy na podstawie recenzji w internecie... lub po prostu szliśmy w ciemno. Niedrogie i niezłe są lokale sieciowe z sushi np. Gansou sushi, Genki sushi, z makaronami udon: Hanamaru udon, Marugame udon, z ramenem: Ichiran ramen. 

  •  plaża i snorkeling na wyspie Zamami 
Jednym z moich największych marzeń było odwiedzenie wysp Okinawa. Jeszcze przed przylotem wiedziałam, że po widok rajskich plaż, które zachwyciły mnie na Instagramie, należałoby wybrać się na inne wyspy, na przykład na Ishigaki czy Miyakojimę (za to główna wyspa, Okinawa hontou, ma do zaoferowania inne atrakcje i ciekawe miejsca). Nie chcieliśmy kupować kolejnego lotu wewnętrznego, stąd pomysł jednodniowego rejsu na wyspę Zamami, gdzie mmogliśmy się raczyć takimi widokami: 


Praktycznie: na wyspę Zamami można dopłynąć promem z portu Tomari w mieście Naha. Podróż w zależności od typu promu zajmuje godzinę lub dwie i kosztuje odpowiednio 3140 lub 2120 jenów w jedną stronę. Promy nie odpływają zbyt często, warto sprawdzić rozkład. Warto też być wcześniej w porcie, gdyż przed kupnem biletu należy wypełnić formularz, a na miejsce, z którego odpływa Queen Zamami, jest oddalone od kas biletowych o około 10-15 minut spacerem.

  •  góra Fuji z okolic jeziora Kawaguchi 
I tym razem szczęście się do nas uśmiechnęło. Z trzech dni, kiedy potencjalnie mogliśmy zorganizować wypad z Tokio, jednego dnia niebo było bezchmurne, a widok na Fuji bajeczny. Trzy lata temu ze względu na mgłę nie widzieliśmy ani kawałka tego wulkanu, ani z Hakone, ani z pociągu, ani z punktu widokowego w Shinjuku. Po pobudce o 5 rano, dwóch przesiadkach (nie powtarzajcie naszego błędu i zarezerwujcie z wyprzedzeniem miejsca w bezpośredni autobusie...) i wspinaczce po schodach, naszym oczom ukazał się ten widok: 



  • festiwal w Nikko 

Nie na wszystko starczyło nam czasu i sił, musieliśmy wybrać między Nikko a Hakone. Padło na Nikko, gdzie zupełnie przypadkiem trafiliśmy na festiwal Yayoi: 



(A przy okazji nie jeździły żadne autobusy i nasz bilet Nikko Pass zupełnie się nie opłacił...)
  • Okunoin na górze Koya 
Miejsce z niesamowitą atmosferą, nekropolia oraz mauzoleum mnicha Kukai, założyciela buddyjskiej sekty shingon. Póki co nie przebiło mojego numeru jeden w Japonii, czyli chramu Fushimi Inari, ale depcze mu po piętach. Będąc tam naprawdę czułam, że wkroczyłam w sferę sacrum. 




  •  wodospad Nachi no taki 
Naszym celem było spędzić więcej czasu wśród natury, a mniej w metropoliach. Myślę, że się udało. W prefekturze Wakayama nie zobaczyliśmy wszystkiego, co planowałam, ale warto tam było jechać nawet tylko dla tego wodospadu! 



  • spotkania
W Tokio spotkaliśmy się z moimi znajomymi (Krzysiek, Karolina, pozdrawiamy!). Wpadliśmy na chwilę do Hiroszimy zjeść przepyszne okonomiyaki w towarzystwie poznanej przez Internet Kyoko, a dzięki ogromnej uprzejmości chłopaka koleżanki poznaliśmy uroki Okinawy. 
  • ćwiczenie japońskiego 
Skoro musiałam się rozchorować podczas urlopu, to przynajmniej w kraju, gdzie mogłam opisać lekarzowi swoje objawy w jego ojczystym języku i przy okazji pogadać o tym, że w ich gabinecie korzystają ze sprzętu firmy, dla której pracuję ;) 
Wszystko starałam się załatwiać po japońsku, dwa czy trzy razy przeszłam na angielski.


 Co się nie udało?

Problemy organizacyjne sprawiły, że nie dotarliśmy do Shirakawa-go i do Shirahamy.  Nie mogliśmy się zdecydować, czy iść na wystawę Teamlab Borderless i niestety zanim doszliśmy do jakichś wniosków, bilety na parę najbliższych dni były wyprzedane. Na pocieszenie odwiedziłam inną wystawę, Teamlab Planets, a narzeczony w tym czasie buszował po sklepach w Nakano Broadway. Na szczęście uciążliwe ataki kaszlu przeszkadzały mi tylko przez 2-3 dni, potem zadziałały leki i byłam prawie jak nowa ;)


Czytam blogerów o Japonii często się spotykam z opinią, że Japonia zachwyca, ale również irytuje, że kochają w niej wiele rzeczy, ale innych nienawidzą. Nie potrafię znaleźć nic, co by mnie tam irytowało... może minimalnie przeszkadzał mi brak koszy na  śmieci. Piszę to z perspektywy turystki, nigdy nie chciałam tam mieszkać i zdaję sobie sprawę z różnych wad i negatywnych zjawisk, jednak nigdy nie dotknęły mnie one jako osoby będącej w Japonii tylko na krótki czas. Japonia to nie jakaś inna planeta, tylko fascynujące miejsce tutaj, na ziemi, świetne na samodzielnie zorganizowaną podróż. Polecam! Kiedyś tam wrócę, ale w tej chwili znacznie bardziej ciągnie do Meksyku, Argentyny, a z mniej odległych miejsc Hiszpanii albo Portugalii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 . , Blogger