Wszyscy wokół tworzą końcoworoczne podsumowania, a ja zdałam sobie sprawę, że niemal połowę tego roku spędziłam poza granicami Polski, chociaż teraz wydaje mi się to odległe niczym sen. Czego się dowiedziałam? W większości są to drobnostki, ale z takich drobnych rzeczy składa się życie ;)
Widok z twierdzy Alcazaba w Almerii
1. Tapas to wspaniały wynalazek.
Tapas, czyli przekąski podawane do napojów. Za około 2-3 euro można napić się pysznego tinto de verano lub piwa i do tego jeszcze coś zjeść. W moim ulubionym barze niektóre tapas były na tyle duże, że spokojnie mogły stanowić obiad, a nie jedynie przekąskę. Parę przykładów (zdjęcia niestety nie są najlepszej jakości, wolałam jak najszybciej przejść do jedzenia):
Paella. Porcja mała, ale zaskakująco sycąca.
Ośmiorniczki. Z sosem ali oli (mój absolutny hit, można go dostać np. w Lidlu) całkiem niezłe.
2. Sjesta to nie mit.
Sjesta ma swoje zalety, ale kiedy chce się coś załatwić między (mniej więcej) 14 a 17... W tych godzinach banki, apteki, poczta, punkty ksero są zazwyczaj zamknięte. Dodatkowo, sklepy (w tym supermarkety) są zamknięte w niedzielę, co warto wziąć pod uwagę będąc w Hiszpanii. Zajęcia na mojej uczelni odbywały się w godzinach 9-14 i potem od 16.
3. Hiszpański nie jest tak łatwy, jak powszechnie się uważa.
Z tym poglądem nie zgadzałam się już wcześniej (tutaj odsyłam do bardzo ciekawego wpisu), ale dopiero pobyt w Andaluzji utwierdził mnie w tym przekonaniu. Podczas codziennych rozmów problemy sprawiały: powalająca szybkość wypowiedzi, zjadanie liter, nieznane dotąd potoczne słówka i zwroty, z kolei na zajęciach poznałam mnóstwo wyrazów bliskoznacznych i niuansów językowych. Dużo łatwiej było mi zrozumieć studentów, dla których hiszpański również jest językiem obcym.
4. Warto mieć ogrzewanie (nawet w Andaluzji).
Kiedy zimą w nocy temperatura spada, ogrzewanie bardzo się przydaje. Niestety, wiele mieszkań go nie ma, a małe elektryczne piecyki zużywają dużo prądu.
5. W Hiszpanii jest co zobaczyć.
Co innego uczyć się na egzamin, a co innego zobaczyć na własne oczy dziedzictwo dominacji Maurów na Półwyspie Iberyjskim. Architekturze Granady, Sewilli i Kordoby należałby się niejeden osobny wpis. Póki coś nieco mniej znana i mniej imponująca, ale również bardzo ładna Alcazaba w Almerii:
Miłośnicy natury też znajdą coś dla siebie. Jeśli chodzi o prowincję Almería, gorąco polecam park naturalny Cabo de Gata.
6. Święta i festiwale w Hiszpanii są wspaniałe.
Miałam tylko niewielką próbkę w postaci Las Fallas de Valencia i lokalnych obchodów Wielkiego Tygodnia (Semana Santa), ale i tak jestem pod wrażeniem.
Las Fallas
Pochód podczas Semana Santa:
7. Nadal mało wiem o Hiszpanii.
Chciałabym zwiedzić północ i centrum kraju, nauczyć się podstaw galicyjskiego... Na pewno tej wyjazd dużo mi dał, jeśli chodzi o znajomość życia w Hiszpanii i życia w ogóle. Ciekawe, kiedy pojadę znowu :)
Mnóstwo ciekawostek :) Jednak atmosferę najlepiej oddają zdjęcia chociaż i tak nie do końca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Te zdjęcia chyba lepiej funkcjonują jako przypomnienie czegoś, co widziało się wcześniej na żywo :) Polecam wybrać się do Hiszpanii i zobaczyć samemu chociażby te pochody z okazji Wielkiego Tygodnia :)
UsuńTe zdjecia żarcia są super *___*
OdpowiedzUsuńW ogóle to zawsze mnie zaskakuje, że w innych krajach nie ma problemu z zamknięciem sklepów w niedziele, a u nas w ten dzień supermarkety to większe świątynie niż kościoły XD
Niestety :( Nic by się nie stało moim zdaniem, gdyby zamykali u nas sklepy w niedzielę. W Hiszpanii po prostu się przyzwyczaiłam, że np. w sobotę robię większe zakupy ;) Koleżanka z Niemiec z kolei dziwiła się, że w u nas w Polsce hipermarkety normalnie działają w niedzielę, bo u nich też są zamknięte.
UsuńWszędzie są zamknięte, a u nas zwalają to na naciski kościoła, na to, że religia jest głupia itp. A tak naprawdę to wszyscy chcą się nachapać więcej kasy i tyle, a mnie się to wcale nie do końca podoba. Wiadomo, że czasem zapomni się czegoś kupić, ale bez przesady - to co ja np. widzę w niedziele przed marketami u siebie to masakra jakaś X;D
UsuńTwój post wspaniale potwierdza powiedzenie, że podróże kształcą! :) Sama też coś o tym wiem, bo odkąd mieszkam we Włoszech moje pojmowanie niektórych spraw bardzo się zmieniło :) Przyznam, że mnie zainspirowałaś tym postem... może za jakiś czas wrzucę coś podobnego na mojego bloga tylko, że o moich włoskich doświadczeniach (dopiero zaczynam i narazie staram się poopisywać to co widziałam i gdzie byłam)?
OdpowiedzUsuńDziękuję na komentarz, zerkam właśnie na Twojego bloga i oczywiście czekam na taki wpis :)
Usuń