Jestem weteranką PKP. Nie umiałabym zliczyć, ile godzin spędziłam w pociągach, ale nie był to czas stracony ;)
Tłum na peronie. Nieustannie uśmiecha się do nas kilkuletni chłopczyk, jasnowłosy aniołek w niebieskiej czapce. Macham do niego. Jego mama pyta mnie o coś nieporadną polszczyzną. Okazuje się, że jest Słowaczką. Przechodzimy na angielski. Kiedy spóźniony pociąg podjeżdża wreszcie na peron, proszę jakiegoś chłopaka, by pomógł obładowanej bagażami kobiecie ze wstawieniem wózka. Kolejne drobne uprzejmości wymieniam ze studentkami z wymiany. Jedna z nich niefrasobliwie zapomniała z domu legitymacji studenckiej. Trzeba było dopłacić, nie ma rady. Konduktor nie posługiwał się zbyt dobrze językiem Szekspira i potrzebna była drobna pomoc.
Kiedyś spotkałam dziewczynę, która po usłyszeniu o mojej miłości do Japonii obdarowała mnie breloczkiem z gejszą. Na peronie w Krakowie poznałam Latynoskę mieszkającą na stałe w Irlandii, która chciała dopłacić mi do biletu, żebym została w pierwszej klasie i żebyśmy mogły kontynuować rozmowę. Nie znałam wtedy jeszcze ani słowa po hiszpańsku, ale po co jest angielski ;) W pociągu poznałam pierwszego i ostatniego jak dotąd mężczyznę, który pocałował mnie w rękę (a raczej w powietrze nad ręką ;)) i zabawiał rozmową całą drogę Opole-Wrocław. Takich opowieści znalazłabym pewnie jeszcze kilka, gdybym mocno wytężyła pamięć. Nie były to przełomowe znajomości ani rozmowy, ale na pewno stanowiły przyjemne urozmaicenie mojego życia zawieszonego pomiędzy Krakowem a Wrocławiem.
Teraz zazwyczaj po prostu wykorzystuję czas w pociągu, by poczytać, posłuchać muzyki lub po prostu pospać. Czas i tak płynie, więc można "przełączyć się" i nadrobić czytelnicze zaległości (w przypadku wczorajszej podróży była to "Złodziejka książek" Zusaka). Kiedyś te podróże były inne: eskcytacja w drodze do Wrocławia i czarna rozpacz podczas powrotu do Krakowa. Kiedyś całą drogę uczyłam się znaków i pisałam je krzywo (jak to zrobić inaczej, skoro pociąg co chwilę podskakuje). Potem przerzuciłam się na tańsze i szybsze autobusy, a jeszcze później na zawsze opuściłam Kraków i zamknęłam rozdział pod tytułem "związek na odległość", przechodząc do "mieszkanie razem". Najlepsza decyzja w życiu.
Pociągi dobrze mi się kojarzą. Spóźnienia i awarie dotykały mnie zaskakująco rzadko, jak na złą sławę, jaką ma PKP. Czasem znajdzie się ktoś, z kim można porozmawiać, wymienić poglądy. Pomóc komuś, chociażby miałby to być drobny gest, lub samemu doświadczyć zwykłej, ludzkiej uprzejmości. Oby takich dobrych osób było jak najwięcej wokół nas, nie tylko w pociągach.
MI PKP kojarzy się z korzystaniem z czasu jaki mam w podróży na pracę.
OdpowiedzUsuńKażde miejsce można "przekształcić" w takie, które da nam możliwość pracy lub relaksu.
Oczywiście będzie się różnić formą, jednakże wszystko zależy od naszej kreatywności :)