Od gimnazjum miałam jeden wymarzony kierunek studiów, na który musiałam się dostać. Odpowiadał moim zainteresowaniom i jak na kierunek humanistyczny miał zapewniać dość dobre perspektywy na rynku pracy. Nie miałam żadnego alternatywnego pomysłu na siebie, musiały być tamte studia i już. Ciężko pracowałam, by się na nie dostać, gdyż progi punktowe były wysokie. I dostałam się. W tym miejscu historia powinna się zakończyć happy endem, moją realizacją w obranej dziedzinie i ogólnym zachwytem. Nie skończyła się.
To, jak sobie te studia wyobrażałam zupełnie rozminęło się z rzeczywistością. Dodajmy do tego przeprowadzkę do innego miasta (niesamodzielnej, rozpieszczonej jedynaczki), związek na odległość i wiele innych czynników. Zaczęła się bezsenność, potrafiłam nie spać po ponad 40 godzin (ciepłe mleko, zmęczenie się przed snem, ziołowe syropy i tysiące innych sposobów nie działało). Siłą rzeczy na zajęcia przywlekałam się (trudno to nazwać przychodzeniem) wykończona i rozkojarzona. Nauka języka, który dotąd kochałam, stała się udręką. W pewnym momencie nawet wstanie z łóżka, ubranie się, nie mówiąc już o wyjściu z domu, było prawdziwym wyzwaniem.To był moment, kiedy musiałam zwrócić się po specjalistyczną pomoc. Terapia i leki pomogły mi powolutku nadać swojemu życiu kierunek. Historia może się wydawać przedramatyzowana ("ma depresję, bo jej się studia nie podobają?"), ale uwierzcie, było bardzo ciężko. Zapewne dlatego, że nie miałam innego pomysłu na siebie, i czułam, że będę nikim bez tamtych studiów. Myliłam się :)
Nie mam tutaj zamiaru zdyskredytować bez wątpienia trudnego i w gruncie rzeczy ciekawego kierunku studiów, na którym poznałam wielu wspaniałych ludzi. Po prostu dla mnie w tamtym momencie życia, z moim ówczesnym nastawieniem, był on złym wyborem. Teraz już wiem, że na każdym kierunku są przedmioty-zapychacze i nie ma siły, żeby studia podobały nam się w 100%.
Nie namawiam nikogo do rzucenia studiów. Nie mówię tutaj o chwilowym zniechęceniu, które jest zupełnie normalne w nerwowym sesyjnym okresie. Ale jeśli nie widzicie siebie w pracy związanej z dziedziną, którą studiujecie, czujecie, że to czego się uczycie jest dla Was nieciekawe, nieprzydatne, męczące, a same studia odbierają Wam radość z życia, zachęcam do zrobienia bilansu zysków i strat. Pójście na studia to nie jedyna słuszna droga realizacji życiowej. Nie musicie podążać schematem studia - praca - ślub - dzieci. Może realizacja w wymarzonym zawodzie nie wymaga studiów, a innej drogi kształcenia? A może po prostu inny kierunek byłby dla Was odpowiedniejszy?
Jakie są Wasze doświadczenia związane ze studiami? Gdybyście mieli znowu wybrać kierunek studiów, zdecydowalibyście się na ten sam?
Jeśli podobał się Wam wpis, zapraszam do polubienia fanpage'a na FB.
Skończyłam w sumie 3 kierunki studiów i nadal mam wrażenie, że zdobycie pracy byłoby łatwiejsze gdybym miała 3 znajomości, a nie 3 kierunki studiów. Ale na same studia nie narzekam - zwłaszcza te dzienne były super-męczące, ale najlepsze <3... Te 2 podyplomowe nieco przeszkadzały mi swoją weekendową formą i dojazdami, ale jakoś je przetrwałam i w sumie 1 z nich pomógł mi znaleźć pracę - na zastępstwo, bo na zastępstwo, ale na razie jest C:
OdpowiedzUsuńPrzypomnisz, jakie kierunki skończyłaś? O ile dobrze kojarzę, byłaś na jakimś artystycznym kierunku, prawda? I pochwal się proszę, jaka praca. :) Jeśli jesteś z niej zadowolona, to mam nadzieję, że zostaniesz tam na stałe lub znajdziesz pracę w podobnym charakterze.
UsuńEdukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych (po 3 latach specjalizacja malarstwo sztalugowe), potem bibliotekoznawstwo i informacja naukowa, a na koniec informatyka w edukacji. Obecnie pracuję na zastępstwo w gimnazjum jako wychowawca świetlicowy (pilnuję tych wariatów po lekcjach i w gimbusie ;)) oraz na zastępstwo jako nauczyciel informatyki w technikum/zawodówce. W sumie to jestem zadowolona, chociaż praca wcale do najłatwiejszych nie należy, ale u mnie raczej to nie zależy jaka praca, tylko jacy są współpracownicy, bo grunt, to żeby się dobrze pracowało ;D
UsuńKierunki studiów mają to do siebie, że brzmią zachęcająco. Niestety wiele z nas nie sprawdza, z czym się dane studia wiążą i czego nas mają zamiar nauczyć. Potem są wielkie rozczarowania. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Przed pójściem na studia przeczytałam ich program, ale niestety, nazwa przedmiotu może brzmieć interesująco, a same zajęcia mogą być prowadzone w nieciekawy sposób. Jeśli ktoś chce, to się nauczy, ale dobrze jest gdy wykładowca jasno i ciekawie przedstawia temat i czas na wykładach/ćwiczeniach nie jest stracony.
UsuńRównież pozdrawiam.
Nie warto robić niczego na siłę, i dobrze jest przemyśleć swoje życie i decyzje, jakie podejmujemy w danej chwili.
OdpowiedzUsuńMyślałam, jak by tu ładnie i odkrywczo napisać, i jedyny wniosek do jakiego doszłam, to taki, że zgadzam się z Tobą w 100% :)
UsuńKierunki studiów często w naszej wyobraźni są zupełnie inne niż nam się wcześniej wydawało. Miałam tak na początku. Od kilku lat zaczęłam myśleć o medycynie, a gdy w końcu dostałam się na wymarzone studia, już tak kolorowo nie było. Sporo nauki na pamięć, daleko od domu, od rodziny, przyjaciół, chłopaka. Było okropnie! Jednak nie widziałabym się nigdzie indziej i póki co daję radę. Teraz jest już ciekawiej. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś zadowolona ze swoich studiów :) Medycyna to bardzo wymagający kierunek, więc nie dziwię się, że było tak ciężko. To właśnie to, o czym mówiłam: bywa trudno, i trzeba dobrze przemyśleć, czy trzymamy się w swoim postanowieniu do lepszych czasów, czy rezygnujemy. Jak widać, obydwie decyzje mogą przynieść pozytywne skutki. Pozdrawiam :)
UsuńPowodem tych studenckich dramatów jest to, że trzeba decydować o swoim życiu już mając te naście lat.Owszem można być wiecznym studentem, i zaczynać po kilka razy nowe kierunki, ale z czasem takie życie studenckie się nudzi, więc nie warto pochopnie podejmować decyzje. Szczęście ma ten kto wybrał raz, a porządnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie
cooolhunter.blogspot.com
Na szczęście bycie wiecznym studentem mi nie grozi, w lipcu mam egzamin licencjacki na kierunku który bardzo lubię i z którym mam nadzieję związać przyszłość. Pozdrawiam :)
UsuńJestem już na 2. stopniu (czyli 4. rok już leci) i nadal nie wiem, czy mój kierunek był dobrym pomysłem. Powiem szczerze, wybrałam Rachunkowość, bo moja koleżanka też tam zamierzała pójść (poszła jednak gdzie indziej). A ja po klasie politechnicznej, stwierdziłam, że matmę lubię, ale nie na takim wysokim poziomie, za to za fizyką i informatyką w ogóle nie przepadam, więc po co miałam pchać się na stricte ścisłe kierunki, w dodatku na politechnikę..?
OdpowiedzUsuńRok temu miałam właśnie taką załamkę (mówiąc delikatnie!) i w pewnym momencie myślałam, że rzucę studia. Jednak po takim bilansie stwierdziłam, że lepiej zrezygnować z praktyk (które mnie wtedy obciążały psychicznie), olać niedobrą promotorkę, napisać pracę lic. po swojemu i przetrzymać ogólnie to wszystko. :)
Na szczęście się udało, a teraz zastanawiam się, czy nie zrobić jakiś studiów podyplomowych albo pójść na kurs językowy albo poszukać dobrej praktyki (a może już pracy..?). Muszę coś zmienić, bo czuję, że się wypalam zawodowo (o ile studentka może tak powiedzieć).
Przepraszam, że tak późno odpisuję! Myślę, że jakiejkolwiek aktywności nie wybierzesz (studia podyplomowe, praktyki/staż, kurs językowy, praca) będzie to cenne doświadczenie. A o jakich studiach podyplomowych i nauce jakiego języka myślisz? Pozdrawiam :)
Usuń