Jest mi wstyd... po raz kolejny obiecałam wpisu i długo nie wywiązywałam się z obietnicy... Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że ponad tydzień temu przyjechał do mnie narzeczony (po 2 miesiącach rozłąki). A teraz.... do rzeczy!
Dobrze mi się mieszka w Hiszpanii, ale nie mogłabym tutaj zostać na stałe. Wspomnę szybciutko o rzeczach, które mi się nie podobają, bo jest ich niewiele, poza tym lepiej skupiać się na pozytywach :) Nie mogę się przyzwyczaić do hałasu, bałaganu jaki zostawiają Hiszpanie po jedzeniu, do spóźnień i do... psich kup leżących wszędzie. Nie wiem, jak jest w innych miastach, ale w Almerii tak jest, mimo plakatów apelujących o posprzątanie po swoim pupilu. Wiele miejsc tutaj ma potencjał, ale jest zaniedbanych. Tyle minusów.
Katedra w Almerii.
Widok z twierdzy Alcazaba w Almerii.
Walencja. Bardzo żałuję, że spędziłam tam tylko dobę i niewiele widziałam.
Las Fallas, widowiskowie święto. Te śliczne rzeźby są potem palone.
Stroje podczas Fallas.
Plaza Nueva w Granadzie przy niezbyt sprzyjającej pogodzie.
Detale w twierdzy Alhambra.
Ogrody tamże.
Insenizacja rodem z westernu w parku rozrywki Oasys.
Granada nocą. Niestety miałam ze sobą tylko komórkę: zrobiłam to zdjęcie w trakcie długiego spaceru, pod koniec którego wraz z przewodnikiem i z latarkami na czołach wspinaliśmy się na czworaka na wzgórze, żeby zachwycić się tym oto widokiem.
Zoo w parku Oasys w porze posiłku.
Jutro wyruszam do Kordoby, Sewilli i Malagi, a stamtąd do Las Palmas de Gran Canaria. Po moim powrocie spodziewajcie się kolejnych zdjęć i relacji :) Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz