12:45

Językowe odkrycia: garść linków

Krótka rozgrzewka przed napisaniem dłuższego i poważniejszego wpisu dotyczącego języków obcych. Stay tuned! A póki co, odsyłacze do kilku miejsc w Internecie, które mi się spodobały: 

Języki ogólnie
50 fun facts about world languages - lubię ikonografiki, a Wy?


Angielski
Podcasty po angielsku - i to nie od byle kogo, bo od BBC. Wysłuchałam kilka i bardzo mi się spodobały. Pozwalają poznać ciekawe idiomy, a dla mnie, która niewiele czasu może zagospodarować na naukę angielskiego, są jak znalazł. 

React to  - anglojęzyczny kanał na Youtube, na którym różne grupy (dzieci, nastolatki, osoby starsze, Youtuberzy) reagują na popularne filmiki. Naszymi ulubieńcami są dzieci, którym oprócz filmików prezentowane są np. nietypowe jedzenie czy stara technologia (np. pierwsze komputery czy maszyna do pisania). Ich reakcje są rozczulające! 

Hiszpański
Słownictwo z różnych krajów Ameryki Łacińskiej jest dla mnie póki co wielką zagadką, więc chętnie będę zaglądać na Así hablamos.

Latynosi pod lupą - okej, może to nie język, ale społeczeństwo jest z językiem nierozłącznie powiązane. Chcecie się czegoś dowiedzieć o Ameryce Łacińskiej? Gorąco polecam tego bloga! 


Instytut Cervantesa, czyli miejsce, które powinna znać każda osoba zainteresowana językiem, kulturą i literaturą Hiszpanii. Chociaż muszę przyznać, że nie znalazłam tam aż tylu przydatnych materiałów do nauki, co na stronie Instytutu Camõesa, zajmującego się z kolei kulturą Portugalii. Będę dalej szukać!

Portugalski 
Wspomniany Instytut Camõesa. Mamy tu np. świetne interaktywne książki o portugalskich królach czy o odkryciach geograficznych. Moja ulubiona póki co traktuje oczywiście o dotarciu Portugalczyków do Japonii :D

Japoński 
Jugyouchuu - (=授業中, czyli "podczas zajęć") - zajęcia okiem nauczycielki japońskiego. Mądrze i z humorem :) 

WakuWaku Japanese - fajne lekcje japońskiego na youtube.


To tyle na dziś! Do poczytania! 

14:54

Za dużo

Za dużo
Wracam z zajęć i krzątam się. Zmywam naczynia, wstawiam pranie, odkurzam. (Swoją droga, nawet nie wiecie, jaką radość sprawiło mi kupno nowego odkurzacza z turboszczotką ;) Może gdzieś głęboko we mnie siedzi Perfekcyjna Pani Domu). Czegoś się pouczę, przygotuję korepetycje na najbliższe dni. Do nieskomplikowanego posiłku obejrzymy coś z lubym. Przydałoby się uzupełnić zapasy w lodówce. Znowu trochę nauki, porcja Internetu, prysznic, kilka stron książki. Niby nic specjalnego, tylko same życie i zwyczajne obowiązki, ale czasami czuję się przytłoczona. Wszystko chciałabym zrobić przynajmniej na 99% ;) 



Jestem zadaniowcem. Lubię mieć zrobioną listę rzeczy do zrobienia i lubię odhaczać kolejne pozycje z listy. Niestety swego czasu wpadłam w pułapkę samorozwoju ;) Kto czyta blogi o tej tematyce, pewnie wie, o czym mówię. Czytam mnóstwo inspirujących postów, mam setki pomysłów, jak poprawić organizację czasu, ale niestety często kończy się na teorii. Łapię na tym, że odpoczynek wiąże się u mnie często z wyrzutami sumienia. Np. teraz w niedzielę: we Wrocławiu piękna pogoda, ludzie wylegli do parku, w tym i my. Leżałam sobie na kocyku, czytałam, słoneczko grzało i czułam się naprawdę dobrze, ale... gdzieś tam w myslach sobie liczyłam, co po kolei zrobić, jak wrócę, i ile będę miała czasu. To kwestia dla natychmiastowej poprawy! Nawet choćby lista "to do" mi wisiała przed oczami, nigdy nie powinnam żałować sobie czasu dla siebie na relaks z ukochanym, na książkę czy np. zabiegi pielęgnacyjne. A już na pewno nie w niedzielę (jedyny dzień, w który nie mam ani zajęć na uczelni, ani nie udzielam korepetycji). Inna sprawa, że za dużo u mnie planowania, za mało działania ;) 

Wspomniany niedzielny relaks z mojej (leżącej) perspektywy ;)

Za dużo mam też rzeczy. Obydwoje jesteśmy zbieraczami. "Tę bluzkę jeszcze lubię, to się jeszcze przyda". Ze względu na dużą ilość rzeczy sprzątanie u nas jest żmudne. Lubię i czytać, i mieć książki, ale z części z nich po prostu wyrosłam albo pewnie znowu po nie nie sięgnę. Planuję niechciane książki i komiksy oddać do którejś z bibliotek, znajomym, może na Bookcrossing? Jestem otwarta na sugestie. Chętnie pozbędę się też niechcianych ubrań (w dobrej jakości, po prostu są już za małe). Kolejnym krokiem będzie ban na kupowanie kosmetyków (chyba, że skoczę poprzedni i nie będę miała czego używać), biżuterii i butów. Mam też mnóstwo pluszaków, ktrych los się waży. Zachowałabym je z sentymentu, ale mam świadomość, że gdzie indziej mogą się przydać bardziej. Poza tym mam już prawie 23 lata i swojego prywatnego misia do przytulania :D  

Tym mam nadzieję się zająć jak skończę ten wpis... i zrobię ćwiczenia z portugalskiego... i wezmę prysznic. 

Raczej nie będę true minimalistką, ale widzę, jaką zabójczą mieszanką są chaos w mieszkaniu i (za) duże poczucie obowiązku. 

A Wy? Jak godzicie wszystkie obowiązki? Znajdujecie czas dla siebie, dla najbliższych i na rozwijanie pasji? 

14:38

Wymarzone podróże: Kordoba

Wymarzone podróże: Kordoba
Zawsze kusiła mnie Andaluzja: słoneczna, malownicza, pełna zabytków i świadectw długoletniego panowania arabskiego na Półwyspie Iberyjskim. Podczas pobytu na Erasmusie udało mi się zwiedzić Granadę, Kordobę, Sewillę i Mojácar. Niestety, póki co odwiedziłam głównie najbardziej popularne atrakcje turystyczne. Chociaż nie wiem, czy "niestety" jest tu właściwym słowem, gdyż te znane miejsca zapierają dech w piersiach i jak najbardziej zasługują na swoją sławę.
Na pewno kiedyś jeszcze wrócę do Andaluzji! A póki co, relacja z wyprawy z narzeczonym: 

Kiedy? Kwiecień 2014 
Gdzie? Almeria - Kordoba - Sewilla - Malaga (niestety nie udało się zahaczyć o Rondę)


Czym? Poruszaliśmy się autobusami ALSA, którym nie mam nic do zarzucenia. Niestety są dość drogie w porównaniu z PKS. Polecam również sprawdzenie innych przewoźników, przejazd pociągiem bądź skorzystanie z blablacar, w zależności od naszych oczekiwań i możliwości finansowych. 

Noclegi: Tutaj podobnie, dużo zależy od zasobności naszego portfela i tego, czy jesteśmy back-packerami, czy zwolennikami wygody. Zależało nam na pokojach dwuosobowych, co nieco podniosło koszty. Hotele rezerwowaliśmy za pomocą booking.com i nie mieliśmy żadnych problemów (no, prawie żadnych... ale o tym potem :D), ale coraz częściej natrafiam na negatywne opinie na temat działania tej strony, więc doradzam ostrożność. 

Okej, dosyć wstępu! Przechodzimy do sedna, czyli relacji okraszonej zdjęciami.
(Dajcie znać, czy odpowiada Wam taka forma, czy jednak wolelibyście więcej tekstu!)

Pobyt w Kordobie rozpoczęliśmy od spaceru... 



w stronę najpopularniej atrakcji, jaką jest Mezquita. Po drodze zauroczyły nas wąskie uliczne i słynne patia: 


Budowę Mezquity rozpoczęto w roku 788 na miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się wizygocka Bazylika św. Wincenta Męczennika, a jeszcze wcześniej - świątynia poświęcona Janusowi. W 1238, w wyniku rekonkwisty, Mezquita została przekształcona z meczetu w kościół. Kilka (:D) zdjęć z tego zabytku, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO: 







 Pozostałości wspomnianej już dawnej bazyliki.












 Memento mori. 


 Nie mogło tu zabraknąć lasu kolumn, najcześciej kojarzonego z tą katedrą.






Piękne siedzenia dla kleru. 




 Udało się sfotografować kolumny bez prawie żadnych turystów!



Czas opuścić Mezquitę i udać się dalej...


...w stronę Mostu Rzymskiego nad rzeką Guadalquivir, który na zdjęciach pojawi się nieco niżej.



Wstąpiliśmy również do wieży Calahorra. Ekspozycja w wieży jest dość ciekawa, ale nie jest moim zdaniem obowiązkowym punktem zwiedzania. 

 Jeden z ciekawszych elementów wystawy: makieta Alhambry. 

 Deja vu? ;) 


 Widok ze szczytu wieży na Most Rzymski i stare miasto. 

 Luby uwielbia fotografować detale :)

 Ruiny świątyni rzymskiej, na które trafiliśmy przypadkiem... 

 Tradycja i nowoczesność.

Następnym razem relacja z Sewilli! 
Jeśli podobał Ci się wpis, zapraszam do polubienia strony na Facebooku.

Copyright © 2016 . , Blogger